Garncarz je również wykonywał z radością, były misternie zdobione, kolorowe i ludzie je chętnie kupowali, bo były po prostu piękne.
A na jarmark ludzi zjechało dużo, wszyscy przywieźli do sprzedania swoje najlepsze wyroby, nad wykonaniem których pracowali wiele miesięcy. Były stragany z jedzeniem, wypieczone chleby, bułki i kołacze. Śledzie w beczkach, w drugich wino i miody. Bydło, świnie, mięsa, kiełbasy i inne wyroby rąk ludzkich. Piękne spódnice, chusty, materiały. Miał też swoje stanowisko stary szewc z butami letnimi i zimowymi, takimi na co dzień i do kościoła. Był młynarz z mąką, piekarz z chlebem, bartnik z miodem. Można było towary kupić, sprzedać, wymienić, umówić się na inne spotkania.
Ludzie przyjeżdżali ze swoimi wyrobami z daleka. Można było zarobić i od razu zarobione pieniądze wydać na rzeczy potrzebne do domu. A na osłodę były placki z owocami i lizaki. Garncarzowa kupiła sobie kolorową chustkę, a Haneczka czerwone korale. Garncarz szukał barwników do gliny.
Wielką atrakcją jarmarku był cyrk. Cyrkowcy z trupy, która rozbawiała mieszkańców miasta, mieli namiot z furkoczącymi proporczykami, stał on rozbity pod lasem. Jednak pokazy nie odbywały się na wielkiej arenie lub w namiocie, lecz na ulicach miasta, na jarmarku. Akrobaci wycinali hołubce, tańczyli, wędrowni aktorzy odgrywali zabawne scenki, kuglarze pokazywali sztuczki magiczne. Do wędrownej trupy należeli również linoskoczkowie, żonglerzy, połykacze ognia, mimowie i komedianci. Wszyscy skoczni, radośni i kolorowi niczym papugi. Największą uciechę ludziom sprawiali dwaj tancerze na linie, a zwali się Kolter i Weitzmann. Jeden był wysoki i szczupły, zwinny w ruchach jak dzikie zwierzę, blady na twarzy, ze strzechą jasnych, opadających na oczy włosów. Drugi, dla kontrastu, niski, gruby i rumiany, z czerwonym nosem poznaczonym żyłkami i łysą głową.
Oni byli główną atrakcją. Młody wypatrzył sobie Haneczkę spośród wielu dziewczyn na jarmarku. Spoglądał na nią spod grzywy włosów, a ona uciekała wzrokiem, patrzyła na swoje czarne butki i czerwiła się.
Przyglądał im się garncarz i pomyślał, że pewnie leniwi są, nic nie umieją i tylko cuda wyczyniają, kapelusze pod monety podstawiają. Młody śmieszek i żartowniś. To przez niego się policzki Haneczce różowiły. Bo taki skoczny i radosny był. A w niego jakby piorun uderzył. Nie mógł przestać myśleć o złotym warkoczu córki garncarza i jej oczach jak chabry niebieskich. Nie chciał zapomnieć oczu, które miały odcień zależny od koloru nieba. Eh, nigdy czegoś takiego nie widział. Nie chciał przestać na nią patrzeć, cały czas się przy stoisku garncarza kręcił i uśmiechał się do niej.