Jak się później okazało, do obowiązków Jany w gospodarstwie należała praca w stajni. Dziewczyna przejęła większość zadań wykonywanych w poprzednim tygodniu przez Ludwika. Młody Polak spędzał więc teraz czas głównie w oborze, jednak Frau Hilda nakazała mu pomagać córce w najcięższych pracach. Chłopak był wdzięczny losowi za chwile, które mógł spędzić w towarzystwie złotowłosej Niemki oraz te, podczas których dane mu było słuchać jej hipnotyzującej gry na instrumentach. Podczas wspólnej pracy coraz śmielej rozmawiali, oczywiście jedynie w momencie, gdy nikt nie mógł ich usłyszeć. Jana opowiadała trochę o sobie, jednak chętniej mówiła o gospodarstwie albo uczyła Ludwika nowych słów po niemiecku. Jak się okazało dwudziestoletnia dziewczyna dwa lata wcześniej wyjechała do Drezna, by uczyć się w szkole muzycznej. Do rodzinnego gospodarstwa wróciła, gdy zaczęła się wojna i większość pracowników, których zatrudniał Herr Gustav, trafiła na front. Ludwik nie zdradzał dużo o sobie, wspomniał, że uwielbia czytać książki, a w przyszłości chciałby zostać nauczycielem w szkole. Mimo tego, że chłopak wciąż ganił siebie w myślach, nie mógł powstrzymać faktu, iż z dnia na dzień coraz bardziej zakochiwał się w córce gospodarza.
- To książka po polsku, znalazłam ją kiedyś na strychu – rzekła, podając Ludwikowi „Faraona” Bolesława Prusa. – Jeśli chcesz, to napisz list do swojej rodziny. Idę w tym tygodniu wysłać swoje listy na pocztę, więc mogłabym wziąć także twój. Na osobnej kartce napisz adres. I pamiętaj, żebyś uważał na to, co piszesz – dodała patrząc na chłopaka z ciepłym uśmiechem.
Ludwik nie wiedział co powiedzieć. Podziękował niezdarnie, a gdy dziewczyna odwróciła się w stronę wyjścia, wstał szybko z posłania i pocałował ją w policzek. Jana spojrzała na niego, po czym delikatnie dotknęła ręką jego policzka i życzyła dobrej nocy. Wyszła z pomieszczenia, zostawiając chłopaka z książką przyciśniętą do piersi, w której serce biło nadzwyczaj mocno.
Wizyta Jany i list do rodziny w Poznaniu, który dziewczyna wysłała kilka dni później, uświadomiły Ludwikowi, że córka gospodarzy również zaczęła darzyć go uczuciem. Ten fakt z jednej strony uskrzydlał chłopaka, z drugiej jednak sprawiał, że obawiał się o swoją przyszłość. Jeśli zażyłe kontakty między polskim jeńcem a niemiecką dziewczyną wyjdą na jaw, z pewnością przyniosą obojgu przykre konsekwencje. „Chwile, które mogę spędzić przy niej to dla mnie jedyne szczęście, które mam tutaj, z dala od domu” myślał. „Wolałbym zginąć, będąc szczęśliwym z miłości, niż zginąć w smutku i samotności. Przecież zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że Niemcy i tak mnie zabiją”. Choć chłopak obawiał się o Janę to pragnienie kontaktu z dziewczyną zwyciężyło.
Podczas kolejnych miesięcy wypełnionych ciężką pracą w gospodarstwie Ludwik potajemnie spotykał się z córką gospodarzy nawet kilka razy w miesiącu. Czasem spotkania te trwały jedynie parę minut, jednak zdarzało się, że spędzali razem prawie pół godziny, albo i dłużej. W zeszycie, który przyniosła mu Jana, młody Polak starał się pisać dla niej wiersze, które czytał jej później z bijącym mocno sercem. Dziewczyna zaczęła grać na skrzypcach w ogrodzie, skąd chłopak o wiele lepiej słyszał dźwięki pięknej muzyki. Pewnego wieczoru pod koniec września, gdy państwo Koehn wyjechali z gospodarstwa na kilka dni, Jana spędziła całą noc w pokoju Ludwika.
- Wiesz, że jeśli ktokolwiek dowie się o naszych spotkaniach, to ojciec prawdopodobnie Cię zabije? – Zapytała dziewczyna z troską w oczach, gdy leżeli na posłaniu.
- Wiem. Ale moja miłość do Ciebie jest silniejsza od strachu przed śmiercią. To tak jak walka na froncie – wyznał chłopak i mocno objął Janę, całując ją w czoło.
Dziewczyna rozpłakała się i postanowiła zdradzić przed chłopakiem fakt, który ukrywała odkąd się poznali. Ponad dwa lata temu, przed wyjazdem do Drezna, Jana poślubiła Maxa, starszego o kilka lat syna znajomych rodziców, który mieszkał właśnie w Dreźnie. To z nim mieszkała, gdy uczęszczała do szkoły muzycznej. Do rodziców wróciła, bo mąż, żołnierz Wermachtu, trafił na front w Rosji. Przyjazd do Trzebcza wyszedł Janie na dobre, na wsi zawsze czuła się wolna i niezależna. Ponadto Max, pomimo swojego uroku osobistego, okazał się człowiekiem zimnym i bezwzględnym. Jana nie kochała swojego męża, momentami wręcz brzydziła się nim. Zdarzało się, że bywała przez niego obrażana i bita.
Ludwik słuchał dziewczyny z zapartym tchem i łzami w oczach. Cały czas głaskał ją po głowie i mocno przytulał.
- Wiem, że tego chcesz, ja również. Nie możemy się jednak spotykać, bo prawdopodobnie zginiemy oboje. Gdy Max się dowie… wolę nie myśleć co się wtedy stanie - łkała cicho Jana. – Kocham Cię Ludwiku, nigdy nie pokocham nikogo bardziej.
Po wyznaniu Jany Ludwik z ciężkim sercem postanowił zastosować się do tego, co powiedziała mu dziewczyna. Coraz mniej czasu spędzał w jej towarzystwie w stajni, a gdy już doszło do spotkania nie odzywali się do siebie praktycznie w ogóle, jedynie wymieniali tęskne spojrzenia. W przeciągu dwóch miesięcy zakochani spotkali się jedynie dwa razy, za każdym razem tylko na kilka minut. Starali się zachować jak największą ostrożność, jednak w pewien grudniowy dzień całe starania okazały się pójść na marne.
Ludwik akurat doił krowy w oborze, kiedy usłyszał przeraźliwe krzyki i płacz dochodzące z podwórza. Miał złe przeczucia, ale postanowił nie przerywać pracy. Gdy właściciele głosów zaczęli zbliżać się do obory, chłopak rozpoznał wrzaski Herr Gustava i zawodzenie Jany. Serce podeszło mu do gardła, chciał od razu pobiec do swojej ukochanej, jednak postanowił, że rozsądniej będzie udawać skupionego na swoim zadaniu.
Ojciec wpadł do obory, ciągnąc córkę za włosy. Dziewczyna, z twarzą czerwoną od płaczu i całkowicie zepsutym warkoczem, wyglądała jak uosobienie nieszczęścia. Herr Gustav ryknął na Ludwika, który natychmiast wstał i spojrzał na kawałek papieru, który mężczyzna trzymał w ręce. Był to jeden z wierszy, który chłopak napisał kilka miesięcy wcześniej. „Jakim cudem trafił w ręce gospodarza?” zastanawiał się gorączkowo.
- Nie próbuj zaprzeczać. Wiem łajdaku, że ty to napisałeś. Rozpoznałem charakter pisma. I wiem, że napisałeś to do niej – wskazał palcem wciąż płaczącą Janę. – Spotykaliście się, przyznaj się! Kochasz ją, musieliście się spotykać. Wiesz, że ona ma męża? Jak tylko się o was dowie, to cię zabiję. A jeśli się nie przyznasz to najpierw zabije ją! – wrzasnął i pociągnął Janę za warkocz tak mocno, że dziewczyna upadła na ziemię.
Przestraszony i zupełnie zrozpaczony Ludwik nie wiedział co zrobić. Dojrzał błagalne spojrzenie Jany. „Jeśli będę milczeć zabiją moją ukochaną. Jak się przyznam to może tylko ja zginę” myślał pospiesznie, o tym, co mógłby powiedzieć gospodarzowi.