– Proszę, proszę… Zrobię wszystko – łkał Bolko, cały czas starając się podnieść fragment drzewa i uwolnić nogi ojca. Nagle na drzewie pojawił się czarny kruk. Było to tak niespodziewane, że chłopiec odskoczył z przestrachem i przewrócił się na ziemię. Ptak spojrzał poważnie na Bolemira.
– Pomogę twojemu ojcu, ale chcę coś w zamian: jedno życie za inne. W odpowiednim czasie upomnę się o nie – powiedział kruk aksamitnym głosem.
– Weź co chcesz, tylko proszę, pomóż mojemu ojcu – wyszeptał zapłakany Bolko.
W tym momencie w tajemniczy sposób dąb podniósł się. Wystające, ogromne korzenie zaczęły wrastać w ziemię. Pojawiły się nowe gałęzie, na których zaszumiały zielone liście. Kiedy drzewo stało już pionowo, chłopiec przypadł do ojca, który wciąż leżał na ziemi. Szybko spojrzał na jego nogi. Okazało się, że są zupełnie zdrowe! Uradowany chłopiec pomógł wstać Bolemysłowi i zabrał go w kierunku ścieżki prowadzącej do domu.
Bolemysł przeżył jeszcze kilka ładnych lat. Był świadkiem dorastania Bolka i poważnych życiowych decyzji, które chłopak podejmował. W dzień po śmierci ojca, Bolko siedząc przed chatą zobaczył dużego kruka, który przysiadł na płocie. Przypomniał sobie obietnicę daną mu w lesie i postanowił ją spełnić.
– A więc nastał już ten moment – powiedział do siebie chłopak.
Odwrócił się i spojrzał tęsknie na chatę. Wstał i z ciężkim sercem ruszył w stronę lasu. Był to ostatni dzień, w którym mieszkańcy mogli widzieć Bolemira.
Czas płynął nieubłaganie. Zmiany, które nadchodziły zwiastowały nowy początek. Natura nie była już tak bliska ludziom. Cały szereg bóstw, zastąpiono wiarą w jednego, pochodzącego z dalekiego kraju. I w wiosce Bolemysła i jego syna Bolemira nastały zmiany. Ludzie przemieszczali się z miejsca na miejsce w celu poszukiwania lepszego życia. Dawne, zamieszkane tereny zaczęły coraz śmielej zajmować rośliny i leśne zwierzęta. Taką scenerię wypatrzył sobie pewien bogaty człowiek, noszący na ramionach drogie płaszcze, a na palcach kosztowne sygnety. Zwał się Bolesław Wysoki. Był zacnego wzrostu. Najwyżsi poddani ledwie sięgali mu do ramienia. Wraz ze wzrostem fizycznym wrastała także jego duma. Krnąbrny był i nieposłuszny. Jako synowi króla przysługiwały mu liczne przywileje, przyjemności i zabawy, z których chętnie korzystał. Jedną z nich było polowanie. Książę skrupulatnie się do niego przygotowywał. Zdobyte trofea wieńczyły kilka zamkowych komnat i były chlubą gospodarza. Tętent koni, huk strzał, głosy myśliwych i ryk upolowanego zwierzęcia były dla niego najpiękniejszą melodią. Tak było też i tego dnia. Książę wraz ze swoją świtą udał się w dobrze znane sobie miejsce. Było ono inne niż wszystkie, ponieważ posiadało magiczną aurę. Wydawało się, że trawa jest tu bardziej zielona, a zwierzęta większe i dostojniejsze niż w innych miejscach, które odwiedzał. Po wydaniu odpowiednich rozkazów książę Bolesław dosiadł swojego ukochanego rumaka i czekał na rozwój wydarzeń. Nagle między drzewami dostrzegł sporej wielkości jelenia. Obudził się w nim instynkt myśliwego, tak silny, że mimo wielu lat doświadczenia i ostrzeżeń poddanych, spiął wodze i sam ruszył w pościg za zwierzęciem. Im bardziej próbował dogonić jelenia, tym bardziej odległość między koniem księcia a zwierzęciem rosła. Dodatkowym utrudnieniem były konary drzew oraz wystające z ziemi śliskie kamienie. Po kilku nieudanych próbach księcia Bolesława zaczęło ogarniać potworne zmęczenie. Ręce ledwo trzymały cugle, a nogi ostatkiem sił opierały się na strzemionach. Zrezygnowany władca postanowił przysiąść pod pobliskim dębem i odpocząć.
Kiedy tylko oparł swą dostojną głowę o drzewo, ogarnął go sen. Początkowe feerie barw i dźwięki zamieniły się w błogą ciszę, z której powoli wyłaniał się obraz uroczej wioski, widzianej z lotu ptaka. Małe drewniane domki miały schludny wygląd, z zielonym podwórzem i licznymi zabudowaniami gospodarskimi. Tylko jedna chatka wyróżniała się wyglądem. Była niewielka i bardzo zaniedbana. Stała w oddali od innych domów, przy drodze prowadzącej do lasu. Przed nią bawił się chłopiec z długimi blond włosami, energicznie wymachując krzywym patykiem. Na drodze przy domostwie pojawił się wysoki mężczyzna, o chmurnym spojrzeniu, niosący na barkach kawałki drewna. Uradowany chłopiec podbiegł do mężczyzny, przytulił się na powitanie, po czym podniósł kilka drewienek leżących na ziemi. Mężczyzna uśmiechnął się do dziecka i razem weszli do chaty. Wizja ta rozmyła się i została zastąpiona przez scenę w lesie. Tym razem mężczyzna o chmurnym spojrzeniu wędrował po ścieżce, badawczo przyglądając się drzewom. Zatrzymał się przed powalonym świerkiem, sięgnął do torby z narzędziami, wyjął naostrzoną piłę i ze skupieniem przyłożył ją do pnia. Kiedy wykonywał pierwsze cięcie nie zauważył, że drzewo po jego lewej stronie niebezpiecznie przechyla się ku ziemi. Gdy mężczyzna w końcu dostrzegł niebezpieczeństwo, było już za późno. Ten obraz również został rozmyty. Przez krótką chwilkę we śnie księcia pojawiła się pustka, po której znów ukazała się scena w lesie – tym razem z blondwłosym chłopcem i czarnym krukiem. Zapłakane dziecko próbowało podnieść drzewo przygniatające mężczyznę, lecz z marnym skutkiem. Wtedy kruk rozpostarł pióra i otworzył szeroko dziób. Chłopiec skinął potakująco głową i w tym momencie drzewo uniosło się i wrosło na powrót w ziemię. Radość chłopca była przeogromna. Ostatnią senną wizją, jaką ujrzał książę Bolesław była ta, w której młody mężczyzna o jasnych włosach wchodzi do lasu i po zrobieniu kilku kroków rozpływa się w powietrzu.
Ze snu obudziły księcia głosy mężczyzn, którzy zaniepokojeni jego długą nieobecnością ruszyli na poszukiwania. Zdezorientowanemu monarsze wydawało się, że dalej śni, jednak zapracowane mrówki, które wędrowały po jego obuwiu szybko przywróciły go do rzeczywistości. Książę wracał do zamku w milczeniu. Nie rozumiał skąd wziął się jego sen. Zastanawiał się, kim był mężczyzna o chmurnym spojrzeniu i mały chłopiec o jasnych włosach. Na nowo przeżywał scenę, w której dziecko mierzy się z potężnym drzewem. Wiedział jedno – na takie poświęcenie mało kto mógłby się zdecydować. Podziwiał odwagę chłopca i jego upór. Mimo że książę nie znalazł odpowiedzi na trawiące go pytania, ten dzień, w którym wyruszył na polowanie i doświadczył dziwnego snu, zmienił jego dotychczasowe życie. Już nie tak chętnie oddawał się ziemskim przyjemnościom. Zabawy i hulanki zamienił na ćwiczenia rycerskie i czytanie ksiąg. Z większym szacunkiem podchodził do starszych od siebie osób. Zrozumiał, że jako książę musi dbać o bezpieczeństwo i dobre życie poddanych. Aby pamiętać o niecodziennym polowaniu postanowił na tamtym wyjątkowym miejscu wybudować myśliwski dworek. Po wielu latach obszar ten stał się miastem o nazwie Polkowice. Wiele mądrych osób uważa, że nazwa pochodzi od imienia władcy-założyciela księcia Bolesława Wysokiego. Być może nie słyszeli o odważnym Bolku, żyjącym na długo przed księciem, którego dobroć i poświęcenie uratowały ojca i poruszyły krnąbrne serce monarchy.
Czy zechcesz, Drogi Czytelniku, przekazać tę historię dalej?